do pobrania:

Logotypy związane z rokiem wagnerowskim:  tu do pobrania

Logotypy Parku Kultury:

logo achromatyczne tu do pobrania

logo  cmyk tu do pobrania

logo monochromatyczne tu do pobrania

logo rgb tu do pobrania

znak PK tu do pobrania

Starachowicka bandera na morzach I oceanach

Starachowiczanin pierwszym Polakiem, który opłynął kulę ziemską na jachcie żaglowym? Zdaje się, że wciąż nie dla każdego jest to jasne, odczarujmy zatem postać niezwykłego człowieka – Władysława Wagnera. Rozpoczyna się bowiem jego rok.

Siedem lat rejsu, pięćdziesiąt tysięcy mil morskich, Polska na ustach świata, pierwsza trzydziestka najważniejszych dokonań światowego żeglarstwa – oto i on – człowiek legenda ze Starachowic.

– Do dzisiaj nie mogę sobie wyobrazić przyjemniejszego i bardziej interesującego miejsca do życia niż Lubianka – pisał Władysław Wagner w swojej książce “Podług słońca i gwiazd”.

Rodzinna Lubianka

Pola i łąki Lubianki, jej krzewy i drzewa były świadkami pierwszych marzeń późniejszego mistrza mórz i oceanów. Mały Władek przychodzi na świat w Krzyżowej Woli w 1912 roku, na Lubiance mieszkają jego dziadkowie od strony mamy – państwo Bielińscy. Drudzy (od strony ojca) mieszkają pod lasem. Tam, gdzie dziś harcerze mają swoją przystań.

Lubianka, tam cisza od wieków przemyca spokój i ukojenie, a dzika plaża wabi tajemnicą. Teren to był piaszczysty, pochyły, nawet jakby wydmowy, z pobliskich łąk dolatywał tu zapach macierzanki, czasem piołunu, przywodząc Władkowi na myśl dalekie kraje… Na pewno lubi słuchać historii o rodowej ziemi, młynie nad stawem i kamienicach – mimo, że wszystko zniknęło w dziejowej zawierusze.

Pierwsze żeglarskie próby

Kolejnym miejscem, z którym Władysław Wagner się zwiąże, jest Wierzbnik. Wraz z rodzicami zamieszka w domu stojącym podówczas przy ulicy Starachowickiej 57. Zlokalizować go można w miejscu, w którym stoi sklep spożywczy, na rogu ulic Wiklinowej i Sadowej. I chociaż dziś nie ma po nim śladu, to dla tych, którzy wiedzą, to miejsce zawsze będzie “wagnerowe”. Stąd do Kamiennej mały Władek ma krok, no może dwa. Wartki nurt rzeki był świadkiem jego pierwszych żeglarskich prób, pierwsze drewniane łódeczki były jednak zupełnie nieszczelne i z uporem wciąż szły na dno.

Czym by jednak były marzenia, gdyby zrażać się niepowodzeniami? Niczym ważnym i potrzebnym. Władysław Wagner się nie poddaje, po szkole (chodzi do Szkoły Powszechnej im. Konarskiego – przy Spółdzielczej) konstruuje łodzie doskonalsze, choć przecież wciąż nie pozbawione wad.

– Nie poddawałem się. Budowałem następne i myślałem, że lepsze – mimo to wciąż bez sukcesu – powie wiele lat później.

Pożegnanie z Wierzbnikiem

Ma 15 lat, gdy decyzja rodziców przerwie nić wiążącą Władka z Wierzbnikiem i Starachowicami – rodzinie szykuje się bowiem wyjazd do Gdyni. Z jednej strony żal zostawiać mu ukochany świat dzieciństwa: rozlewiska Kamiennej, która wypchnie go na najgłębsze i najdalsze wody świata i wierzbnicki kościół pod wezwaniem Świętej Trójcy (tu przystępował do komunii świętej). Rodzina Wagnerów dobrze znała się z ówczesnym proboszczem z Wierzbnika, księdzem Dominikiem Ściskałą. Ojciec Władysława Walerian uczestniczył w budowie drewnianego kościoła pw. Wszystkich Świętych w Starachowicach (której inicjatorem był ks. Ściskała), jedna z ciotek Władka – Maria – była zakonnicą, druga – Janina – prowadziła przy parafii Świętej Trójcy szkółkę dla dziewcząt. Z samym księdzem Dominikiem Władysław Wagner spotka się w Kairze, gdy dopłynie do Kanału Sueskiego na Zjawie III. Na zaproszenie polskiego ambasadora weźmie udział w uroczystym obiedzie. Co ciekawe weźmie wtedy udział w zaślubinach siostry króla Egiptu z przyszłym szachem Iranu.

Zjawa w Gdyni

Władysławowi Wagnerowi jest więc żal, wie jednak, że Gdynia z dostępem do morza jest dla niego szansą. Tak rozpoczyna się historia żeglarza wszech czasów, który od Starachowic i rzeki Kamiennej rozpoczął podróż dookoła świata. Gdynia to zupełnie inny świat, tam Władysław Wagner założy morską drużynę harcerską, do Jastarni będzie uczęszczał na żeglarskie kursy, a w tajniki nawigacji wprowadzi go Tadeusz Meissner. To jest czas, gdy powstaje jego pierwsza łódź, to właśnie „Włóczęgą” przemierzy Bałtyk. Będzie pod wrażeniem Joshuy Slocuma (żeglarza, który jako pierwszy odbył samotny rejs dookoła świata) i książki “Sam jeden żaglowcem dookoła świata”, nie będzie mógł uwierzyć, że żaden Polak się na to nie odważył. Kiedy w 1931 r. znajdzie porzucony wrak szalupy motorowo – żaglowej uzna to za znak. Ze wzrokiem utkwionym w przyszłej “Zjawie” powie, że nadeszła pora przekroczyć linię horyzontu. Tylko pięć dolarów dzieli go od marzeń, z pomocą ojca wykupuje wrak, bierze się za remont i woduje “Zjawę” na wodach polskiego morza.

Rejs dookoła świata rozpocznie 8 lipca 1932 r., w ciągu 7 lat dwukrotnie straci jacht. I znów… Czym by były marzenia, gdyby zrażać się niepowodzeniami? Władysław Wagner wierzy w siebie i wie, że to czego chce dokonać jest realne, zbuduje zatem dwa następne jachty (“Zjawa II” i “Zjawa III”) i będzie kontynuował podróż.

Dookoła świata

Władysław Wagner łącznie przepłynął ponad 50 tysięcy mil morskich, odwiedził wszystkie kontynenty za wyjątkiem Antarktydy. W wielu portach świata dzięki niemu po raz pierwszy zobaczono polską banderę, w wielu był pierwszym i być może jedynym starachowiczaninem. To wzrusza i cieszy. Można stawiać śmiałą tezę, że wykonał tytaniczną pracę na polu popularyzacji Polski, pisały o nim gazety, naszego chłopaka poznał świat. Po siedmiu latach walki z wodnym żywiołem i jachtami – 4 lipca 1939 r. – Władysław Wagner spełnia wreszcie swe marzenia. Zamyka wokół ziemską pętlę. Ziemia okrążona! Dokona tego na “Zjawie III. W jednym z angielskich portów dowie się o napaści Niemiec na Polskę i w czasie II wojny światowej będzie służył w polskiej Marynarce Handlowej. Po wojnie Wagner pozostanie na emigracji, gdzie doczeka pięknego wieku. Był rybakiem, prowadził w Portoryko własną stocznię. Potem zamieszkał w USA na Florydzie. Do Ojczyzny nie było mu już dane wrócić za życia. Dopiero po śmierci, w 1992 r. znów trafi do Gdyni, jego prochy spoczywają dziś w rodzinnym grobowcu na cmentarzu Witomino.

Starachowiczanin wszech mórz i oceanów

Wyczyn Wagnera zalicza się do 30 najważniejszych osiągnięć światowego żeglarstwa. Swoją podróż opisał w książkach “Podług słońca i gwiazd” (1934 r.) i “Pokusa horyzontu” (1937 r.) oraz anglojęzycznej “By Sun and the Stars” (USA, 1987 r.). Zresztą sama podróż obfituje w mnóstwo przygód, takich jak tak, gdy na swojej drodze natknie się na „Diabła Morskiego”, z którym będzie toczył wojenkę na bandery. Jak dodam asa niemieckiego wywiadu, „Latającego szkota” i fakt, że przeszedł do historii światowej telewizji, to mam nadzieję, ze już macie wypieki na twarzy i chcecie więcej. Odsyłam zatem do książek samego Władysława Wagnera, a także do publikacji Zbigniewa Porajowskiego – Władysław Wagner – Starachowiczanin wszech mórz i oceanów.

Tyle osiągnięć, życie na książkę i to niejedną, dlaczego zatem nieznany lub mało znany? Po pierwsze po zakończeniu II wojny światowej pozostał na emigracji i sukcesy żeglarskie osiągał już jako mieszkaniec Wysp czy Stanów Zjednoczonych. Po drugie, Władysław Wagner urodził się w Krzyżowej Woli, a ta długo nie była zbyt dokładnie lokalizowana i wciąż wielu starachowiczanom może nic lub niewiele mówić. Po przyłączeniu jej do Starachowic stała się częścią miasta, warto więc, by zadomowiła się w świadomości mieszkańców na dobre właśnie ze względu na Władysława Wagnera.

Aneta Marciniak